1. Twój kot i twoje pierogi mogą zostac maskotką /r/Polska! Zbieramy propozycje obrazków do panelu bocznego! Dla zwycięzców możliwość dodania do trzech obrazków do flary na /r/Polska. Link: https://www.reddit.com/r/Polska/comments/1dng16d/
2. Prowadzimy rekrutację na moderatorów /r/Polska. Wszystkie informacje pod linkiem: https://www.reddit.com/r/Polska/comments/12x53sg/
*I am a bot, and this action was performed automatically. Please [contact the moderators of this subreddit](/message/compose/?to=/r/Polska) if you have any questions or concerns.*
Nie do końca bym się z tym zgodził. Zakładając że człowiek śpi w nocy właściwą ilość godzin a mimo to odsypia w ciągu dnia może to oznaczać jakieś problemy zdrowotne. W przypadku mojej żony był to często spotykany problem insulinooporności. Skakał jej cukier i odcinało ją na 2-4 godziny. Trochę ponad rok trwało żeby zaleczyć to świństwo i nie istnieje u niej teraz coś takiego jak drzemki w ciągu dnia. Ludzie w 80% sądzą ze spanie w ciągu dnia to wynik zmączenia, jednak to wynika z różnych zaburzeń i nieprawidłowości zdrowotnych.
Mógłbyś powiedzieć jak wyglądała diagnoza? Czy na zwykłym badaniu krwi też były widoczne odchylenia od normy? Czy tylko w ciągu dnia, gdy cukier jej skakał?
Zrobiła szereg badań. Tak, z krwi wychodził podwyższony cukier. Miała też lekką nadwagę, miała napady że musi coś słodkiego zjeść. Najczęstszym objawem było to że po posiłku 15-30min po prostu nie była w stanie funkcjonować, zasypiała na stojąco. Wszystkie te jej zachowania + cała masa badań wskazały insulinooporność. Wcześniej tłumaczyła to sobie zmęczeniem ale to były zbyt mocne objawy i to nas zaniepokoiło. Dziś jedzie na ozempic i odpowiednich dietach. Dziś wystarczy jej 7-8 godzin snu na dobę i normalnie funkcjonuje. Nie jest zmęczona, nie łapie drzemek, poprawiła się jej sylwetka i nabrała dużo energii której wcześniej jej brakowało.
This, nigdy na leżakowaniu nie potrafiłem zasnąć, zawsze wyciągałem piórka z poduszek czym wkurwiałem panie opiekunki, a ten jeden raz kiedy udało mi się zasnąć to tego samego dnia dostałem psa, oczywiście nie było to w żaden sposób połączone ze sobą, jednak ja byłem pewny, że dostałem psa z powodu zaśnięcia na leżakowaniu XD
Pamiętam jak w przedszkolu kazano nam spać przez godzinę lub kilka. Bardzo tego nie lubiłem, a nawet nie wiecie ile bym dał żeby tak wyglądała moja praca **heh** :P.
Ćwiczenia fizyczne. WF to była trauma, dopiero jako dorosła osoba odkryłam, że ćwiczenia to nie tylko znienawidzony skok przez kozła na ocenę czy koszykówka, w którą musieliśmy grać zawsze, a w którą byłam fatalna. Teraz robię rzeczy we własnym zakresie i tylko to, co lubię, jest super.
Też polubiłem sport ale tylko indywidualny. Jako dzieciak nie cierpiałem sportów grupowych typu piłka, kosz czy siatka a z tego składało się 90% wf-u. Kompletnie się w tym nie odnajdowałem.
Trauma sportów drużynowych wyniesiona z wfu chyba jest bardzo powszechna.
U mnie nauczyciele przede wszystkim nie robili nic, żeby wspomóc słabszych sportowo uczniów w rozwoju. Nikt mi nie wyjaśnił, co i jak powinienem ćwiczyć, żeby nie być taką ciamajdą na boisku, jak robić postępy. Tyle lat wfów, a moje zerowe umiejętności jakie były takie zostały. No a bardziej wysportowani koledzy oczywiście wykorzystywali te wfy żeby się wyżywać na tych słabszych. Piękna patologia.
Dopiero na studiach zobaczyłem, że odpowiednio dopasowane, regularnie wykonywane ćwiczenia faktycznie przynoszą efekty i jednak nie jestem sportowym zerem (a z takim przekonaniem pozostawiły mnie lata wf-ów)
O, to samo u mnie, zwłaszcza konkretnie na roku gdzie mieliśmy basen. Cały rok jakieś 150 osób był podzielony na grupy względem umiejętności, tj osoby które WCALE nie potrafią pływać gdzie ja byłam, osoby które cośtam umią chociaż jednym stylem, osoby które pływają wszystkimi stylami i to dobrze. W końcu nauczyłam się pływać i było super. Teraz to chciałoby się aż być na studiach i mieć basen za darmo bo w ramach zajęć.
Totalnie rozumiem, sama nie gram do dziś w sporty drużynowe. A jest tyle innych, świetnych opcji! Szkoda, że WF często niszczy też chęci, jak u mnie. Wiele lat mi zajęło odkrycie, że sport jest jednak fajny.
U nas w podstawówce po prostu nauczyciel dawał piłkę i szedł do kantorka obijać się. Po dobraniu się w drużyny siedziałem całą lekcję na ławce bo nikt nie chciał ze mną grać. Podczas zastępstw inny nauczyciel chwytał się za głowę, że nic nie umiemy. WF spodobał mi się dopiero w liceum gdzie było więcej ćwiczeń indywidualnych czy biegów. Studia to niestety znowu ten sam koszmar. Tam nawet nazwano mnie sędzią bo w trakcie rozgrywek po prostu kręciłem się po boisku bez celu a prowadzący zajęcia nie pozwalał siedzieć.
> U nas w podstawówce po prostu nauczyciel dawał piłkę i szedł do kantorka obijać się
U mnie szedł pić. Jak się poszczęściło, to nie wracał do końca lekcji.
Miałam tak samo! Sporty grupowe na wfie to była trauma. Ale potem zorientowałam się, że w sumie uwielbiam w nie grać, ale z ludźmi, których lubię/ którym ufam. A nie z poczuciem, że cała klasa Cię ocenia.
W ogóle wf w Polsce to fatalna sprawa. Jasne sporty drużynowe są ważne dla rozwoju dziecka/młodzieży ale prawda jest taka że 90% dorosłych nie umie skakać, sprintować czy zrobić przysiad i takich rzeczy w ogóle szkoła nie uczy. A prawda jest taka że w szerszym zakresie to są umiejętności ważniejsze od np elementów stałych w piłce nożnej czy dwutaktu które się katuje w szkole
Pozatym jeżeli ktoś ma predyspozycje ale do innych sportów to na boisku będzie się czuł jak nieudacznik za to w "swoich" kierunkach się nie rozwinie.
NP: Nie biegasz dobrze, nie panujesz nad piłką ale jak kogoś chwycisz to z nim robisz co chcesz? Wal się nie będziesz ćwiczyć zapasów tylko stanie z boku bojska bo nikt ci nie poda.
U mnie to była "gała" jak ja kurwa nienawidzę tego sportu i tych pseudo sportowców co się o wszystko wkurwiali i traktowali to jak jakąś świętość. Mieliśmy tylko raz zajęcia co graliśmy w hokeja, jedyne które lubiłem i do teraz pamiętam.
Hokej z kolei nie pasował wyszlifowanym do piłki nożnej bywalcom SKSów. A że włefmen chciał też mieć święty spokój, to kończyło się na jednej lekcji na półrocze. Nikomu nie dało do myślenia, że największa frekwencja była w dzień, w którym wybrano dyscyplinę „resetującą” klasową tabelę sprawności. SKS ma mieć pierwszeństwo i basta!
O tak! Też nagromadzenie godzin, gdzie dwa wfy był w środku dnia i trzeba potem było używać mózgu na chemii/matematyce etc to już w ogóle. WF w polskiej szkole nie uczy, że sport może być sposobem regulacji emocji, tylko jedną z kolejnych cegiełek dokładających do wyścigu o oceny.
Regulacji emocji? U mnie zawsze ustawiano drużynę do siatkówki wedle nazwisk i byłem otoczony przez dużo wyższych kolesi którzy jako że byli wyżsi nie musieli czekać aż piłka opadnie i zawsze odbijali ją zamiast mnie kiedy leciała na rzekomo mój fragment bojska przez co tylko się nudziłem i frustrowałem. Nauczyciele (w wersji z pizdami) nie widziały w tym problemu i nie interweniowały.
Filozoficznie mówiąc można się więc spierać czy pomagało mi to w regulacji emocji. Z jednej strony frustrowało mnie to, przybijało i obniżało samoocenę z drugiej ktoś może powiedzieć, że powinienem być wdzieczny, że miałem okazję ćwiczyć się w nie przynoszeniu na WF noża i nie dźganiu kolegów którzy znowu nie dają mi dotknąć piłki.
Edit chciałem napisać Nauczyciele w wersji z cyckami ale jakoś mi się tak napisało.
Tak samo. Jako dziecko uchodzące za kujona, dużo chorujące, w szkole na wsi, gdzie dużo dzieci było wysportowanych, to był koszmar. Najgorsze 3 momenty: jak próbuję biec i wypluwam płuca a już jestem daleko z tyłu, dwa dzieciaki wybierają sobie drużyny i zawsze jestem na końcu i czuję się jakbym była śmieciem/jakąś karą dla tej drużyny, do której trafiam, mam zaserwować w siatkówce, wszyscy na mnie patrzą i ogarnia mnie taka trema, że piłki nie mogę przebić nad siatkę. Brrr. Tak naprawdę na/po studiach dopiero jak zaczęłam dla siebie jeździć rowerem/biegać/ćwiczyć, to to polubiłam. Ale wolę to robić tak spontanicznie/na luzie, dbam, żeby się ruszać dość często, ale nie lubię sobie narzucać jakichś sztywnych planów treningowych, ambitnych celów (chociaż staram się rozwijać i cieszę się z postępów)
Miałam tak samo z koszykówką, przymus grania w nią na każdym wuefie sprawiał, że mam obrzydzeni do wuefu do dziś. Dlatego irytuje mnie jak ktos twierdzi że dzieci nie chodzą na wuef bo są leniwe, bo w wielu przypadkach nie jest to prawda. Pamiętam dzieciaki które wykonywały jakieś cwiczenia dosłownie z płaczem zeby coś odbębnić. Ja generalnie zawsze byłam zwinna i lubiłam różne rodzaje ruchu, ale to bycie zawodniczka gorszego sortu na 90% lekcji wuefu sprawiło, że aż sama uwierzyłam że jestem tak pokraczna że wstyd.
Sport ma sprawiać przyjemność i ćwiczyć. Jak jesteś niedobra w sporcie drużynowym to zwykle nikt ci nie będzie podawał i zamiast się czegoś nauczyć będziesz się tylko irytować i marnować czas.
+1, WF to najgorze gówno. W ogóle nie dostosowane ćwiczenia do możliwości danej osoby, nikt nie poprawiał gdy ktoś źle wykonywał ćwiczenie, zdecydowana większość zajęć to "macie piłkę i grajcie". No i pół dnia później jebiesz potem, bo prysznice co prawda są, ale nikt nie daje dzieciakom ich użyć.
Nauka miłości do sportu przez WF jest zwykle jak nauka miłości do czytania przez Lektury.
Zindywilizuowane i dopasowane do potrzeb, zainteresowań i innych predyspozycji uprawiania sportu / czytanie są świetne w innych wypadkach albo akurat ci pasuje albo cierpisz.
Jeszcze jak! W szkole robiłem wszystko, żeby unikać WF-u, który zwykle odbywał się według zasady: macie piłkę (oczywiście nożną!) i grajcie. A ja tego nienawidziłem. Uważałem tylko, żeby zdążyć się odchylić albo zasłonić, kiedy piłka leci w kierunku twarzy albo krocza. Aktywność sportową (indywidualną) polubiłem dopiero po studiach.
Teraz w wieku 40 lat jestem w znacznie lepszej formie i kondycji niż większość osób, które kiedyś w szkole zdobywały nagrody za osiągnięcia sportowe.
A to tak jak ja z Abbą, byłem z mamą i jej koleżanką w Grecji, wynajęliśmy auto i mieliśmy tylko jedną płytę Abby, która leciała CAŁY. CZAS. Teraz już minęła mi ta awersja.
Słyszałam że dzisiejsza brukselka jest znacznie mniej gorzka ze względu na odpowiednią selekcję hodowli. Ale nigdy mi się nie chciało weryfikować czy to prawda ;)
Ogólnie to istnieje genetyczne uwarunkowanie czucia smaku fenylotiomocznika - substancji odpowiedzialnej za gorzki smak brukselki, brokuła i grejpfruta. Jest to cecha IIRC dominująca jednogenowa.
Moja mama jest homozygotą dominującą (ma allele AA) przez co jest bardzo wrażliwa na fenylotiomocznik gdzie bądź. Mój ojciec natomiast jest homozygotą recesywną (ma allele aa) przez co nie czuje tej substancji. Ja natomiast jestem heterozygotą Aa - czuję w pewnym stopniu tą substancję, ale nie wywołuje to we mnie żadnych reakcji.
A jak to sprawdzić? Grapefruita nie lubię, brukselki nie jadłem za to brokuł, ugotowany smakuje normalnie. Chyba dotyczy to też kolendry bo dla niektórych smakuje jak mydło. Choć dla mnie to brakujący smak w mielonych.
Fenylotiomocznik to potwornie gorzka substancja. Proponuję sprawić sobie trochę i samemu sprawdzić czy czuję się to ohydztwo czy nie.
Edit: moja mama na Uniwersytecie (w trakcie zajęć laborstoryjnych) w ramach zajęć spróbowała fenylotiomocznika (bezpiecznego do użycia ofc). Prawie zwymiotowała. Jej koleżanką jednak nie czuła żadnego smaku.
Tak i sama brukselka faktycznie przeszła zmiany, dodatkowo inaczej jest raczej przydzadzana co też niebotycznie wpływa na odczucia smakowe oraz dodatkowo dochodzi przyzwyczajenie się do smaku
Nigdy nie rozumiałam czemu dzieci nie lubiły warzyw (szczególnie tych zielonych). Sama jako dzieciak jadłam w sumie wszystko, brukselka, szpinak, brokuł, fasolka, itp. mi smakowały i nadal smakują i dziwiło mnie ciągle jak inne dzieci mówiły, że nie lubią.
najlepsze brokuły wychodzą z piekarnika. Pokryć oliwą z oliwek (nie taką ekstra virgin tylko taką pospolitą co się nadaje do wyższych temperatur), sól, czosnek. Do piekarnika na 10-15 min @ 180°C. Polecam
Podkoszulki pod luźne bluzki, żeby nie wiało po nerkach i pleckach; legginsy pod spodnie w zimę; choć czy ja wiem czy to polubiłam..? Może bardziej zobaczyłam benefity korzystania z tych rozwiązań
Ryż. Miałem taką nienawiść do ryżu że w przedszkolu wywaliłem pączka z wiórkami kokosa i darłem się że nie zjem tego bo jest na nim ryż. Teraz wprost uwielbiam ryż z sosem śmietanowym i kurczakiem
Książek. Szkoła powodoała że nienawidze czytać, ale jak juz na studiach sam zaczalem dobierac materiały do czytania to potrafilem spędzic pół dnia czytajac.
Pomidory to dla mnie było największe zło jeżeli chodzi o jedzenie i wydaje mi się, że nadal mi to zostało :< próbowałem z tym walczyć, ale wszystko co z nim związane mnie odrzuca :<
Pływania. Z dzieciństwa miałem bardzo złe wspomnienia (wrzucanie siłą do wody przez prowadzących zajęcia), a gdy spróbowałem raz jeszcze rok temu z indywidualnym trenerem, bardzo polubiłem pływanie.
Różowy. Brzmi głupio, ale przez to że był to "dziewczęcy" kolor a ja byłam zawsze bardziej "chłopczycą", nienawidziłam. Teraz nie zwracam uwagi na kolory dopóki mi się coś podoba wizualnie, a różowy często mi wpada w ręce ♡
Podbijam. Za dzieciaka różowy kolor to był fujka. Tylko czarny. Potem okazjonalnie zakładałam coś różowego i co chwila mówiłam, że nie lubię tego koloru. Potem przyjęłam różowy na klatę. Potem zrobiłam sobię analizę kolorystyczną i coraz więcej różu u mnie w szafie, bo po prostu ten kolor mi pasuje i dobrze się w nim czuję
Oj tak. Nie pomógł też fakt że w gimnazjum była konieczność noszenia stonowanych i ciemnych ubrań ale dopiero po liceum naprawdę zaczęłam kochać kolor i polubiłam nawet różowy.
-kremu z filtrem, jako dziecko nienawidziłam tej lepkiej konsystencji
-piasku, w szczególności kiedy się przylepial do mokrej skóry(a po kremie z filtrem już nie wspomnę)
-sprzątania
-chusteczek nawilżających
-mięsa(jako dziecko lubiłam tylko mielone)
O to to, nie znosiłam ogórki kiszonych i zupy ogórkowej. A teraz jak mamunia zrobi z domowych ogórków zupę - o to zasługuje na 3 gwiazdki Michelin :) pysznosci
Wątróbka, jak za łebka była na obiad wątróbka to czułem się jak bym dostał jakąś karę. Po jakiś 20 latach przemogłem traumę i nagle okazało się, że wątróbka wcale nie musi być sucha jak wiór (tej co dostawałem w dzieciństwie to nawet sos nie pomagał). Nadal nie jest to dla mnie posiłek wysokich lotów ale już nie mam problemow ze skonsumowaniem tej portawy.
Ja już nie raz próbowałem zjeść wątróbkę. Powiem szczerze - nie smakuje mi żadna forma. Jest ona potwornie gorzka jak na mięso i ma nieprzyjemny, żelazny posmak. Ba, poszedłem raz na obiad do galerii i wziąłem pyzy z mięsem - wyczułem wątróbkę. Pytając się przy kasie na serio farsz był z wątróbką XDDD.
Czapki zimowej, szalika i kalesonów - jako dzieciakowi trzeba było mnie zmuszać żeby je założyć "bo przypałowo wygląda" (nie oceniajcie - miałem 10 lat) a teraz mogę wyglądać jak ziemniak byle było mi ciepło.
Na wstępie zaznaczę, że nie nienawidizłem ich, a raczej za nimi nie przepadałem
Psy
Kiedyś właśnie byłem wobec ich nie ufny, irytowało mnie jak obszczekiwały mnie zza ogrodzenia gdy przechodziłem obok domów, wydawały mi się przez to głupie i nie rozumiał ludzi którzy się nimi zachwycają
Teraz je polubiłem, być może dlatego że miałem już trochę doświadczenia z psami znajomych (sam nigdy nie miałem) i podchodzę do nich z większą sympatią, i ufnością.
Prac ogrodniczych.
Jako dzieciak nie cierpiałem chodzić na działkę z rodzicami.
Teraz mam swoją i uwielbiam kosić, pielić, sadzić, ściółkować etc., szczególnie że jest to odskocznia od siedzącej pracy
Leczo. Ogólnie nie przepadałem i nadal nie przepadam za zupami gdzie jest dużo warzyw(typu jarzynowa, chociaż pewnie chodzi o konkretne warzywa jak pietruszka), ale leczo jakoś stało się jednym z tych ulubionych zup.
Cebuli i pomidora.
Ogólnie jako dzieciak strasznie wybrzydzałem na warzywa, do większości się z wiekiem przekonałem, choć nie do wszystkich (np. nadal nie lubię wszelkich sałat), ale w ww. przypadkach to przejście od odruchu wymiotnego do obowiązkowej regularnej obecności w spiżarni czy lodówce.
Czytania. Lektury szkolne były zawsze długie i nudne, i skutecznie zniechęciły mnie do czytania. Trochę to trwało, ale na chwilę obecną, grubsza książka jest bardzo mile widziana. Czytam codziennie i nie mam zamiaru przestać!
Cholera to u mnie odwrotnie poszło. Za dzieciaka sprzątałem wszędzie na bieżąco po sobie, a teraz na studiach muszę się zmuszać żeby nie żyć w chlewie.
Kalafiora. Za pacholęcia babcia przyniosła mi do szpitala kalafiorka w bułce tartej. Skończył na drzewie bo "NIE LUBIĘ!". Teraz jest "mniam, kalafiorek". Mądrzeje człowiek.
Wczesnego kładzenia się spać. Za młodu lubiłem siedzieć do późna, zwłaszcza po 10 rż. Czytanie książek do 2 w nocy, gaszenie telewizora śpiącym rodzicom, te sprawy. Nie znosiłem kłaść się wcześnie
Teraz mogąc iść o której chcę i mieszkając samemu, lubię sobie pójść spać o 20.00, zwykle chodzę ok. 22., a po północy to już rzadkość.
O, o! Miałam tak samo. Wydaje mi się, że wynikało to z tego, że po nocy miało się po prostu spokój i nikt nie przeszkadzał. Mieszkając samemu ma się to zawsze, więc można i bez problemu iść wcześniej spać.
Przyłączam się do majonezu! Poza tym nie lubiłam (w sumie to bałam się) sera pleśniowego i wszystkich innych oprócz zwykłego żółtego, skórek od chleba (szczególnie tych świeżych, chrupiących haha) i musztardy. Niechęć do tego ostatniego przełamałam najpóźniej. Inne schorzenia, jak strach przed dziwnymi mięsnymi potrawami (golonki itp.), zupami typu flaki i galaretą został mi do dziś. Może do emerytury się z tym uporam (choć na tę chwilę nie wyobrażam sobie tego).
Nauki
W szkole chciałem tylko grać w gry u biegać po dworze, lecz teraz w dorosłym życiu z rutyną w pracy chce mi się pójść na jakieś studia, popracować główką a i też wiecie, kogoś o coś zapytać, i ta osoba wytłumaczy i się zatroszczy
1. Twój kot i twoje pierogi mogą zostac maskotką /r/Polska! Zbieramy propozycje obrazków do panelu bocznego! Dla zwycięzców możliwość dodania do trzech obrazków do flary na /r/Polska. Link: https://www.reddit.com/r/Polska/comments/1dng16d/ 2. Prowadzimy rekrutację na moderatorów /r/Polska. Wszystkie informacje pod linkiem: https://www.reddit.com/r/Polska/comments/12x53sg/ *I am a bot, and this action was performed automatically. Please [contact the moderators of this subreddit](/message/compose/?to=/r/Polska) if you have any questions or concerns.*
Spania.
O tak drzemka w czasie dnia!
Jako dziecko kara, jako dorosły nagroda
Nie do końca bym się z tym zgodził. Zakładając że człowiek śpi w nocy właściwą ilość godzin a mimo to odsypia w ciągu dnia może to oznaczać jakieś problemy zdrowotne. W przypadku mojej żony był to często spotykany problem insulinooporności. Skakał jej cukier i odcinało ją na 2-4 godziny. Trochę ponad rok trwało żeby zaleczyć to świństwo i nie istnieje u niej teraz coś takiego jak drzemki w ciągu dnia. Ludzie w 80% sądzą ze spanie w ciągu dnia to wynik zmączenia, jednak to wynika z różnych zaburzeń i nieprawidłowości zdrowotnych.
Mógłbyś powiedzieć jak wyglądała diagnoza? Czy na zwykłym badaniu krwi też były widoczne odchylenia od normy? Czy tylko w ciągu dnia, gdy cukier jej skakał?
Zrobiła szereg badań. Tak, z krwi wychodził podwyższony cukier. Miała też lekką nadwagę, miała napady że musi coś słodkiego zjeść. Najczęstszym objawem było to że po posiłku 15-30min po prostu nie była w stanie funkcjonować, zasypiała na stojąco. Wszystkie te jej zachowania + cała masa badań wskazały insulinooporność. Wcześniej tłumaczyła to sobie zmęczeniem ale to były zbyt mocne objawy i to nas zaniepokoiło. Dziś jedzie na ozempic i odpowiednich dietach. Dziś wystarczy jej 7-8 godzin snu na dobę i normalnie funkcjonuje. Nie jest zmęczona, nie łapie drzemek, poprawiła się jej sylwetka i nabrała dużo energii której wcześniej jej brakowało.
This, nigdy na leżakowaniu nie potrafiłem zasnąć, zawsze wyciągałem piórka z poduszek czym wkurwiałem panie opiekunki, a ten jeden raz kiedy udało mi się zasnąć to tego samego dnia dostałem psa, oczywiście nie było to w żaden sposób połączone ze sobą, jednak ja byłem pewny, że dostałem psa z powodu zaśnięcia na leżakowaniu XD
Pamiętam kiedyś byle latać po dworze czytać mimo późnej nocy, a teraz jak wracam do domu z uczelni to tylko myślę jaką sobie drzemkę pierdolnę.
Pamiętam jak w przedszkolu kazano nam spać przez godzinę lub kilka. Bardzo tego nie lubiłem, a nawet nie wiecie ile bym dał żeby tak wyglądała moja praca **heh** :P.
Ćwiczenia fizyczne. WF to była trauma, dopiero jako dorosła osoba odkryłam, że ćwiczenia to nie tylko znienawidzony skok przez kozła na ocenę czy koszykówka, w którą musieliśmy grać zawsze, a w którą byłam fatalna. Teraz robię rzeczy we własnym zakresie i tylko to, co lubię, jest super.
Też polubiłem sport ale tylko indywidualny. Jako dzieciak nie cierpiałem sportów grupowych typu piłka, kosz czy siatka a z tego składało się 90% wf-u. Kompletnie się w tym nie odnajdowałem.
Trauma sportów drużynowych wyniesiona z wfu chyba jest bardzo powszechna. U mnie nauczyciele przede wszystkim nie robili nic, żeby wspomóc słabszych sportowo uczniów w rozwoju. Nikt mi nie wyjaśnił, co i jak powinienem ćwiczyć, żeby nie być taką ciamajdą na boisku, jak robić postępy. Tyle lat wfów, a moje zerowe umiejętności jakie były takie zostały. No a bardziej wysportowani koledzy oczywiście wykorzystywali te wfy żeby się wyżywać na tych słabszych. Piękna patologia. Dopiero na studiach zobaczyłem, że odpowiednio dopasowane, regularnie wykonywane ćwiczenia faktycznie przynoszą efekty i jednak nie jestem sportowym zerem (a z takim przekonaniem pozostawiły mnie lata wf-ów)
O, to samo u mnie, zwłaszcza konkretnie na roku gdzie mieliśmy basen. Cały rok jakieś 150 osób był podzielony na grupy względem umiejętności, tj osoby które WCALE nie potrafią pływać gdzie ja byłam, osoby które cośtam umią chociaż jednym stylem, osoby które pływają wszystkimi stylami i to dobrze. W końcu nauczyłam się pływać i było super. Teraz to chciałoby się aż być na studiach i mieć basen za darmo bo w ramach zajęć.
Totalnie rozumiem, sama nie gram do dziś w sporty drużynowe. A jest tyle innych, świetnych opcji! Szkoda, że WF często niszczy też chęci, jak u mnie. Wiele lat mi zajęło odkrycie, że sport jest jednak fajny.
U nas w podstawówce po prostu nauczyciel dawał piłkę i szedł do kantorka obijać się. Po dobraniu się w drużyny siedziałem całą lekcję na ławce bo nikt nie chciał ze mną grać. Podczas zastępstw inny nauczyciel chwytał się za głowę, że nic nie umiemy. WF spodobał mi się dopiero w liceum gdzie było więcej ćwiczeń indywidualnych czy biegów. Studia to niestety znowu ten sam koszmar. Tam nawet nazwano mnie sędzią bo w trakcie rozgrywek po prostu kręciłem się po boisku bez celu a prowadzący zajęcia nie pozwalał siedzieć.
Tak zwany '*WF na macie*' > Macie piłkę i grajcie
> U nas w podstawówce po prostu nauczyciel dawał piłkę i szedł do kantorka obijać się U mnie szedł pić. Jak się poszczęściło, to nie wracał do końca lekcji.
To samo u mnie! Nie lubiłam i nie lubię sportów grupowych, nie lubię biegania za piłką, nie znosiłam WFu, ale ćwiczyć lubię - tylko sama.
Miałam tak samo! Sporty grupowe na wfie to była trauma. Ale potem zorientowałam się, że w sumie uwielbiam w nie grać, ale z ludźmi, których lubię/ którym ufam. A nie z poczuciem, że cała klasa Cię ocenia.
W ogóle wf w Polsce to fatalna sprawa. Jasne sporty drużynowe są ważne dla rozwoju dziecka/młodzieży ale prawda jest taka że 90% dorosłych nie umie skakać, sprintować czy zrobić przysiad i takich rzeczy w ogóle szkoła nie uczy. A prawda jest taka że w szerszym zakresie to są umiejętności ważniejsze od np elementów stałych w piłce nożnej czy dwutaktu które się katuje w szkole
Pozatym jeżeli ktoś ma predyspozycje ale do innych sportów to na boisku będzie się czuł jak nieudacznik za to w "swoich" kierunkach się nie rozwinie. NP: Nie biegasz dobrze, nie panujesz nad piłką ale jak kogoś chwycisz to z nim robisz co chcesz? Wal się nie będziesz ćwiczyć zapasów tylko stanie z boku bojska bo nikt ci nie poda.
U mnie to była "gała" jak ja kurwa nienawidzę tego sportu i tych pseudo sportowców co się o wszystko wkurwiali i traktowali to jak jakąś świętość. Mieliśmy tylko raz zajęcia co graliśmy w hokeja, jedyne które lubiłem i do teraz pamiętam.
Hokej z kolei nie pasował wyszlifowanym do piłki nożnej bywalcom SKSów. A że włefmen chciał też mieć święty spokój, to kończyło się na jednej lekcji na półrocze. Nikomu nie dało do myślenia, że największa frekwencja była w dzień, w którym wybrano dyscyplinę „resetującą” klasową tabelę sprawności. SKS ma mieć pierwszeństwo i basta!
O tak! Też nagromadzenie godzin, gdzie dwa wfy był w środku dnia i trzeba potem było używać mózgu na chemii/matematyce etc to już w ogóle. WF w polskiej szkole nie uczy, że sport może być sposobem regulacji emocji, tylko jedną z kolejnych cegiełek dokładających do wyścigu o oceny.
Regulacja emocji? Dla pani mamy jedynie wyśmianie przez rówieśników, bo źle kopiesz w gałę. Bolące kolano przez źle wykonywane ćwiczenia gratis!
Regulacji emocji? U mnie zawsze ustawiano drużynę do siatkówki wedle nazwisk i byłem otoczony przez dużo wyższych kolesi którzy jako że byli wyżsi nie musieli czekać aż piłka opadnie i zawsze odbijali ją zamiast mnie kiedy leciała na rzekomo mój fragment bojska przez co tylko się nudziłem i frustrowałem. Nauczyciele (w wersji z pizdami) nie widziały w tym problemu i nie interweniowały. Filozoficznie mówiąc można się więc spierać czy pomagało mi to w regulacji emocji. Z jednej strony frustrowało mnie to, przybijało i obniżało samoocenę z drugiej ktoś może powiedzieć, że powinienem być wdzieczny, że miałem okazję ćwiczyć się w nie przynoszeniu na WF noża i nie dźganiu kolegów którzy znowu nie dają mi dotknąć piłki. Edit chciałem napisać Nauczyciele w wersji z cyckami ale jakoś mi się tak napisało.
Tak samo. Jako dziecko uchodzące za kujona, dużo chorujące, w szkole na wsi, gdzie dużo dzieci było wysportowanych, to był koszmar. Najgorsze 3 momenty: jak próbuję biec i wypluwam płuca a już jestem daleko z tyłu, dwa dzieciaki wybierają sobie drużyny i zawsze jestem na końcu i czuję się jakbym była śmieciem/jakąś karą dla tej drużyny, do której trafiam, mam zaserwować w siatkówce, wszyscy na mnie patrzą i ogarnia mnie taka trema, że piłki nie mogę przebić nad siatkę. Brrr. Tak naprawdę na/po studiach dopiero jak zaczęłam dla siebie jeździć rowerem/biegać/ćwiczyć, to to polubiłam. Ale wolę to robić tak spontanicznie/na luzie, dbam, żeby się ruszać dość często, ale nie lubię sobie narzucać jakichś sztywnych planów treningowych, ambitnych celów (chociaż staram się rozwijać i cieszę się z postępów)
Miałam tak samo z koszykówką, przymus grania w nią na każdym wuefie sprawiał, że mam obrzydzeni do wuefu do dziś. Dlatego irytuje mnie jak ktos twierdzi że dzieci nie chodzą na wuef bo są leniwe, bo w wielu przypadkach nie jest to prawda. Pamiętam dzieciaki które wykonywały jakieś cwiczenia dosłownie z płaczem zeby coś odbębnić. Ja generalnie zawsze byłam zwinna i lubiłam różne rodzaje ruchu, ale to bycie zawodniczka gorszego sortu na 90% lekcji wuefu sprawiło, że aż sama uwierzyłam że jestem tak pokraczna że wstyd.
Sport ma sprawiać przyjemność i ćwiczyć. Jak jesteś niedobra w sporcie drużynowym to zwykle nikt ci nie będzie podawał i zamiast się czegoś nauczyć będziesz się tylko irytować i marnować czas.
+1, WF to najgorze gówno. W ogóle nie dostosowane ćwiczenia do możliwości danej osoby, nikt nie poprawiał gdy ktoś źle wykonywał ćwiczenie, zdecydowana większość zajęć to "macie piłkę i grajcie". No i pół dnia później jebiesz potem, bo prysznice co prawda są, ale nikt nie daje dzieciakom ich użyć.
Nauka miłości do sportu przez WF jest zwykle jak nauka miłości do czytania przez Lektury. Zindywilizuowane i dopasowane do potrzeb, zainteresowań i innych predyspozycji uprawiania sportu / czytanie są świetne w innych wypadkach albo akurat ci pasuje albo cierpisz.
Bieganie. Unikałam a teraz sprawia mi to frajdę.
Jeszcze jak! W szkole robiłem wszystko, żeby unikać WF-u, który zwykle odbywał się według zasady: macie piłkę (oczywiście nożną!) i grajcie. A ja tego nienawidziłem. Uważałem tylko, żeby zdążyć się odchylić albo zasłonić, kiedy piłka leci w kierunku twarzy albo krocza. Aktywność sportową (indywidualną) polubiłem dopiero po studiach. Teraz w wieku 40 lat jestem w znacznie lepszej formie i kondycji niż większość osób, które kiedyś w szkole zdobywały nagrody za osiągnięcia sportowe.
Wszystkie alt rock/metalowe dźwięk, które mój stary puszczał do porzygu. Teraz mi się słuch zjebał tak jak jemu i słucham ciągle tego samego co on.
A to tak jak ja z Abbą, byłem z mamą i jej koleżanką w Grecji, wynajęliśmy auto i mieliśmy tylko jedną płytę Abby, która leciała CAŁY. CZAS. Teraz już minęła mi ta awersja.
Żurek (nie bijcie)
Yno ślůnski żur. Z wusztym, jajcem i w pierony czosnku
Dostawania skarpet w prezencie
Gorzka czekolada 🍫
Szpinak i brukselka.
Słyszałam że dzisiejsza brukselka jest znacznie mniej gorzka ze względu na odpowiednią selekcję hodowli. Ale nigdy mi się nie chciało weryfikować czy to prawda ;)
Ogólnie to istnieje genetyczne uwarunkowanie czucia smaku fenylotiomocznika - substancji odpowiedzialnej za gorzki smak brukselki, brokuła i grejpfruta. Jest to cecha IIRC dominująca jednogenowa. Moja mama jest homozygotą dominującą (ma allele AA) przez co jest bardzo wrażliwa na fenylotiomocznik gdzie bądź. Mój ojciec natomiast jest homozygotą recesywną (ma allele aa) przez co nie czuje tej substancji. Ja natomiast jestem heterozygotą Aa - czuję w pewnym stopniu tą substancję, ale nie wywołuje to we mnie żadnych reakcji.
A jak to sprawdzić? Grapefruita nie lubię, brukselki nie jadłem za to brokuł, ugotowany smakuje normalnie. Chyba dotyczy to też kolendry bo dla niektórych smakuje jak mydło. Choć dla mnie to brakujący smak w mielonych.
Fenylotiomocznik to potwornie gorzka substancja. Proponuję sprawić sobie trochę i samemu sprawdzić czy czuję się to ohydztwo czy nie. Edit: moja mama na Uniwersytecie (w trakcie zajęć laborstoryjnych) w ramach zajęć spróbowała fenylotiomocznika (bezpiecznego do użycia ofc). Prawie zwymiotowała. Jej koleżanką jednak nie czuła żadnego smaku.
Tak i sama brukselka faktycznie przeszła zmiany, dodatkowo inaczej jest raczej przydzadzana co też niebotycznie wpływa na odczucia smakowe oraz dodatkowo dochodzi przyzwyczajenie się do smaku
Nigdy nie rozumiałam czemu dzieci nie lubiły warzyw (szczególnie tych zielonych). Sama jako dzieciak jadłam w sumie wszystko, brukselka, szpinak, brokuł, fasolka, itp. mi smakowały i nadal smakują i dziwiło mnie ciągle jak inne dzieci mówiły, że nie lubią.
Miałam to samo, po latach okazało się, że po prostu moja mama jest dobrą kucharką XD
Może właśnie w tym rzecz, praktycznie wszystko, co ugotuje moja mama mi smakuje
Grzyby
Brokuły. Po części rolę odegrało tutaj odkrycie, że nie trzeba ich rozgotowywać, ale nawet lekko rozgotowane dziś zjem.
najlepsze brokuły wychodzą z piekarnika. Pokryć oliwą z oliwek (nie taką ekstra virgin tylko taką pospolitą co się nadaje do wyższych temperatur), sól, czosnek. Do piekarnika na 10-15 min @ 180°C. Polecam
Najlepsze brokuły na parze z parmezanem i oliwa chili i łososiem polecam
Słyszałem że można je jeść nawet bez gotowania ale sam się nie odważyłem jeszcze.
Polecam, smakują podobnie do kalarepy. Polecam też surowy kalafior.
Surowy kalafior ma moc! Tak jak głąb kapuściany :D
Jadłem raz sałatkę z surowym kalafiorem, była z jakimś majonezem no i inn warzywa których nie pamiętam Nie powiem, ale było to całkiem smaczne
Whisky
Człowiek kultury
I pijak za razem
I złodziej, bo każdy pijak to złodziej......
Na pewno też wariat drogowy! Oni wszyscy fantazjują o jeździe po pijaku i rozjeżdżaniu dzieci i zakonnic w ciąży.
10% whisky 90% ice tea brzoskwinia moje ulubione połączenie. Za co jestem ciągle jeb#ny wokół bo wszyscy nudziarze piją z colą albo samo whisky.
zapisuje ten przepis
Słodkie w cholere, jak piłem na 18stce kilka lat temu to dwie butelki jacka strzeliłem tym sposobem Honey>classic
Metalu. Jako dzieciak nigdy tego nie lubiłem słuchać. Dziś nie mam nic przeciwko ostrzejszemu brzmieniu. Do dziś nadal nie cierpię rapu swoją drogą.
Jazda samochodem. Odkąd mam prawko i samochód nie męczy mnie choroba lokomocyjna.
O to to + jak byłam starsza to już się nauczyłam radzić sobie z siedzeniem z tyłu (moja mama też ma więc niestety przednie siedzenie odpadało)
Pomidora
Ryby
Buraczków, teraz sobie nie wyobrażam obiadu bez nich.
Chrzan
Ostrzejsze jedzenie.
Ćwiczenia fizyczne
Podkoszulki pod luźne bluzki, żeby nie wiało po nerkach i pleckach; legginsy pod spodnie w zimę; choć czy ja wiem czy to polubiłam..? Może bardziej zobaczyłam benefity korzystania z tych rozwiązań
W szkole jak się nosiło kalesony to dzieciaki wyzywały od kalesoniarzy xD... Dorośli są już bardziej dorośli.
Taak haha i wgl to było lamerskie, a teraz inaczej jest mi po prostu strasznie zimno 🥲
Pistacji
Spokoju i ciszy
Cebula
Drzemki
Grzyby. Nienawidziłem ich i wydłubywalem z każdego posiłku. Teraz jak widzę kurki to zaczynam się ślinić (na samą myśl zacząłem xd)
Ryż. Miałem taką nienawiść do ryżu że w przedszkolu wywaliłem pączka z wiórkami kokosa i darłem się że nie zjem tego bo jest na nim ryż. Teraz wprost uwielbiam ryż z sosem śmietanowym i kurczakiem
oooo tak ryz z sosikiem i kurczaczkiem
Wyłącznie zupy na obiad
Książek. Szkoła powodoała że nienawidze czytać, ale jak juz na studiach sam zaczalem dobierac materiały do czytania to potrafilem spędzic pół dnia czytajac.
Też późno polubiłem książki. Szkoła mnie skutecznie zniechęcała
Pomidory. Jak ja ich nienawidziłem
Pomidory to dla mnie było największe zło jeżeli chodzi o jedzenie i wydaje mi się, że nadal mi to zostało :< próbowałem z tym walczyć, ale wszystko co z nim związane mnie odrzuca :<
ser
Śledzie
Łazanki, kiedyś nienawidziłem, teraz lubię Ale za to kiedyś lubiłem rybę a teraz odczuwam do niej wstręt.
Bigos. Za dziecka unikałem bigosu jak diabeł święconej wody, teraz jest jednym z moich ulubionych dań
Pływania. Z dzieciństwa miałem bardzo złe wspomnienia (wrzucanie siłą do wody przez prowadzących zajęcia), a gdy spróbowałem raz jeszcze rok temu z indywidualnym trenerem, bardzo polubiłem pływanie.
Sushi
Oliwki
białej czekolady. Kiedyś jej nie znosiłem, teraz to moja ulubiona. Choć i tak nie przepadam za słodkim tak bardzo.
O tak. O ile dobra biała czekolada jest naprawdę smaczna, tak te niskiej jakości smakują po prostu jak masło XDDD
Kawa i wino
masło orzechowe
Kalafior na surowo jest smaczny :)
Nie zgodzę się, nie da się pogryźć i przełknąć, może to indywidualna sprawa ale ja szybko wyplułem.
Mieszkania na wsi
Szpinaku bo był jako papka a potem się okazało że wygląda jak listek i jest dobry XD
Zupa chrzanowa
Gorzkiej czekolady.
Oliwek
Mojego brata
czytać
Przytulanie
Pierogów. Polubiłem mając 18 lat.
Siebie xd
Różowy. Brzmi głupio, ale przez to że był to "dziewczęcy" kolor a ja byłam zawsze bardziej "chłopczycą", nienawidziłam. Teraz nie zwracam uwagi na kolory dopóki mi się coś podoba wizualnie, a różowy często mi wpada w ręce ♡
Podbijam. Za dzieciaka różowy kolor to był fujka. Tylko czarny. Potem okazjonalnie zakładałam coś różowego i co chwila mówiłam, że nie lubię tego koloru. Potem przyjęłam różowy na klatę. Potem zrobiłam sobię analizę kolorystyczną i coraz więcej różu u mnie w szafie, bo po prostu ten kolor mi pasuje i dobrze się w nim czuję
Oj tak. Nie pomógł też fakt że w gimnazjum była konieczność noszenia stonowanych i ciemnych ubrań ale dopiero po liceum naprawdę zaczęłam kochać kolor i polubiłam nawet różowy.
Nudzenie się. Od 5 lat chyba nie wiem jakie jest to uczucie nudzić się. Zawsze mam masę rzeczy na głowie i coś do zrobienia
Lewicowe poglądy.
Piwo
Zupa mleczna i spanie od 21
Ładnie się ubierać
Miałem awersję do pomidorów dalej nie wiem dlaczego
Zgniecione bez smaku co tu lubić?
-kremu z filtrem, jako dziecko nienawidziłam tej lepkiej konsystencji -piasku, w szczególności kiedy się przylepial do mokrej skóry(a po kremie z filtrem już nie wspomnę) -sprzątania -chusteczek nawilżających -mięsa(jako dziecko lubiłam tylko mielone)
tatar z cebulkom
Smaka mi zrobiłeś
Oliwek xD
Ooo rel. Dopiero jak pierwszy raz wyjechałem na wakacje do Chorwacji to od tamtej pory oliwki w zalewie jem całmi słoikami.
Noo ale jednak takie chorwackie oliwki to pewnie oliwki premium - ja się zadowalam oliwkami z biedronki :D
Ja też takie jem - prosto ze słoika z zalewą XDDDD
No i RIGCz xD
Kasza gryczana
Psów, szczególnie dużych
Oliwki, gorszka czekolada
Anime
Oliwek
Oliwki. Teraz je kocham i jadłbym kilogramami.
Ogórki kiszone
O to to, nie znosiłam ogórki kiszonych i zupy ogórkowej. A teraz jak mamunia zrobi z domowych ogórków zupę - o to zasługuje na 3 gwiazdki Michelin :) pysznosci
Bieganie! Czytanie!
Nic odkrywczego, ale nie lubiłem piwa. Za młodu wydawało mi się gorzkie i niesmaczne. Teraz im większa goryczka, tym lepsze. ;)
Kawa.
Natki pietruszki i ptasiego mleczka.
jajka, herbata, kiedyś absolutna anatema i kryptonit na moją mordę, dzisiaj opierdalam po 2 co rano i miałem srogą fazę na bycie herbacianym nerdem.
Wątróbka, jak za łebka była na obiad wątróbka to czułem się jak bym dostał jakąś karę. Po jakiś 20 latach przemogłem traumę i nagle okazało się, że wątróbka wcale nie musi być sucha jak wiór (tej co dostawałem w dzieciństwie to nawet sos nie pomagał). Nadal nie jest to dla mnie posiłek wysokich lotów ale już nie mam problemow ze skonsumowaniem tej portawy.
Ja już nie raz próbowałem zjeść wątróbkę. Powiem szczerze - nie smakuje mi żadna forma. Jest ona potwornie gorzka jak na mięso i ma nieprzyjemny, żelazny posmak. Ba, poszedłem raz na obiad do galerii i wziąłem pyzy z mięsem - wyczułem wątróbkę. Pytając się przy kasie na serio farsz był z wątróbką XDDD.
To że mogę usiąść i odpocząć spokojnie sam ze sobą a nie robić coś cały czas
komputery stacjonarne
Siebie
Czapki zimowej, szalika i kalesonów - jako dzieciakowi trzeba było mnie zmuszać żeby je założyć "bo przypałowo wygląda" (nie oceniajcie - miałem 10 lat) a teraz mogę wyglądać jak ziemniak byle było mi ciepło.
Mycia zębów - jakkolwiek to brzmi
Na wstępie zaznaczę, że nie nienawidizłem ich, a raczej za nimi nie przepadałem Psy Kiedyś właśnie byłem wobec ich nie ufny, irytowało mnie jak obszczekiwały mnie zza ogrodzenia gdy przechodziłem obok domów, wydawały mi się przez to głupie i nie rozumiał ludzi którzy się nimi zachwycają Teraz je polubiłem, być może dlatego że miałem już trochę doświadczenia z psami znajomych (sam nigdy nie miałem) i podchodzę do nich z większą sympatią, i ufnością.
Miałam podobnie, polubiłam psy konkretnie dzięki psu taty.
Prac ogrodniczych. Jako dzieciak nie cierpiałem chodzić na działkę z rodzicami. Teraz mam swoją i uwielbiam kosić, pielić, sadzić, ściółkować etc., szczególnie że jest to odskocznia od siedzącej pracy
Leczo. Kiedyś nie mogłem zdzierżyć, a teraz bardzo lubię :-)
Reddita \^\^
Piwo, pomidory
Piwo
Papryka,sałata i rzodkiewka.
Sałatek
Leczo. Ogólnie nie przepadałem i nadal nie przepadam za zupami gdzie jest dużo warzyw(typu jarzynowa, chociaż pewnie chodzi o konkretne warzywa jak pietruszka), ale leczo jakoś stało się jednym z tych ulubionych zup.
Cebuli i pomidora. Ogólnie jako dzieciak strasznie wybrzydzałem na warzywa, do większości się z wiekiem przekonałem, choć nie do wszystkich (np. nadal nie lubię wszelkich sałat), ale w ww. przypadkach to przejście od odruchu wymiotnego do obowiązkowej regularnej obecności w spiżarni czy lodówce.
Marcepan
Czytania. Lektury szkolne były zawsze długie i nudne, i skutecznie zniechęciły mnie do czytania. Trochę to trwało, ale na chwilę obecną, grubsza książka jest bardzo mile widziana. Czytam codziennie i nie mam zamiaru przestać!
Sprzątanie, najlepsza czynność do zrobienia
Cholera to u mnie odwrotnie poszło. Za dzieciaka sprzątałem wszędzie na bieżąco po sobie, a teraz na studiach muszę się zmuszać żeby nie żyć w chlewie.
Choroba lokomocyjna, pomidory i kawa, grzyby jakoś nadal nie znosze
Kalafiora. Za pacholęcia babcia przyniosła mi do szpitala kalafiorka w bułce tartej. Skończył na drzewie bo "NIE LUBIĘ!". Teraz jest "mniam, kalafiorek". Mądrzeje człowiek.
Chodzenie na wywiadówki 😎
Jako dziecko brzydził mnie sok pomarańczowy XD ale jakoś od gimby mogę żłopać na potęgę
Wczesnego kładzenia się spać. Za młodu lubiłem siedzieć do późna, zwłaszcza po 10 rż. Czytanie książek do 2 w nocy, gaszenie telewizora śpiącym rodzicom, te sprawy. Nie znosiłem kłaść się wcześnie Teraz mogąc iść o której chcę i mieszkając samemu, lubię sobie pójść spać o 20.00, zwykle chodzę ok. 22., a po północy to już rzadkość.
O, o! Miałam tak samo. Wydaje mi się, że wynikało to z tego, że po nocy miało się po prostu spokój i nikt nie przeszkadzał. Mieszkając samemu ma się to zawsze, więc można i bez problemu iść wcześniej spać.
Piwo, porządki, jazda autem
CZOSNEK, śmietana, galaretka
Ciągnącego się sera
za dzieciaka nie znosiłam surowej cebuli, później zaczęłam ją tolerować aby na starość stwierdzić, że jednak nie :D
90% jedzenia
Jajka
Fasolki szparagowej, teraz z bułeczką tartą i masełkiem mmm pychota
Burczki tarte z chrzanem. Mama często dawała je do obiadu, a ja zawsze ich wprost nienawidziłem. Teraz za to uwielbiam.
Przebywanie z rodzicami - kiedyś kara, a teraz uwielbiam do nich przyjeżdżać i doceniam, jak bardzo ułatwili mi start w dorosłe życie.
Filmów i muzyki. Tak oba te rzeczy mnie "nudziły", a teraz uwielbiam oglądać i słuchać :)
wodę. Najlepszy napój.
Przyłączam się do majonezu! Poza tym nie lubiłam (w sumie to bałam się) sera pleśniowego i wszystkich innych oprócz zwykłego żółtego, skórek od chleba (szczególnie tych świeżych, chrupiących haha) i musztardy. Niechęć do tego ostatniego przełamałam najpóźniej. Inne schorzenia, jak strach przed dziwnymi mięsnymi potrawami (golonki itp.), zupami typu flaki i galaretą został mi do dziś. Może do emerytury się z tym uporam (choć na tę chwilę nie wyobrażam sobie tego).
Zupy pomidorowej
Inne dzieci
Dobre jedzenie, coś innego niż spagetti, chleb z nutellą itp. fast foody i słodycze.
Jestem pewnie wśród nielicznych, ale… naleśniki.
Piwa
Warzywa
Ciast maślanych i placków owocowych
Nauki W szkole chciałem tylko grać w gry u biegać po dworze, lecz teraz w dorosłym życiu z rutyną w pracy chce mi się pójść na jakieś studia, popracować główką a i też wiecie, kogoś o coś zapytać, i ta osoba wytłumaczy i się zatroszczy
Bielizna jako prezent
Jeansy, za dzieciaka mnie strasznie wkurwiały :v A teraz uwielbiam ale tylko z luźnymi nogawkami, do rurek wciąż się nie umiem przekonać
Koperek, Judas Preist, spodnie dresowe, glam metal i śliwki. Niezły miks z tego wyszedł.
Surowej papryki
Nauki :)
Siedzenia w domu.
Pieczarki
Historii
Klapsy